Szanowni Państwo,
Pomysł na ten temat do rozważenia przyszedł mi do głowy po jednej z dyskusji, jaką wywołało zdjęcie zamieszczone przeze mnie na jednym z portali społecznościowych.
Otóż, moja córka dostała fantastyczny zestaw klocków zawierający domek wraz z obowiązkowym wyposażeniem – zabawka dla dzieci od 4 roku życia. Wśród mebli, sprzętów AGD, ubrań, akcesoriów kuchennych znalazły się dwa kieliszki. Niby z wodą. Zdjęcie tych kieliszków zamieściłam pod wpływem zbulwersowania i poirytowania. Spotkało się ono ze społeczną reakcją. Jakże różną reakcją. Były osoby, które nie widziały nic złego w tym, że zabawką proponowaną maluchowi są kieliszki, były też takie, którym ten fakt nie podobał się równie mocno jak mi.
Dlaczego jestem przeciwna temu, by dawać do zabawy atrybuty kojarzące się z dorosłością? Jest ku temu wiele powodów:
a. Po pierwsze, dziecko nie potrzebuje kieliszków do zabawy. Nie są to zabawki, które możemy zakupić w sklepie z produktami dla najmłodszych.
b. Takie postępowanie to nic innego niż edukacja alkoholowa, polegająca na uzwyczajnieniu atrybutu dorosłości, odwrażliwieniu, zdejmowaniu – przesuwaniu granicy wraz z dawaniem niezrozumiałego komunikatu – dla kogo jest w końcu alkohol? Dorosłych? Dzieci?
Jednym z podstawowych sposobów, które dzieci wykorzystują do nauki norm i zasad funkcjonujących w społeczeństwie jest naśladownictwo. Sugerowanie dziecku, iż potrzebuje w zestawie swoich zabawek właśnie kieliszków, skutkować może nie tylko rozbudzeniem niepotrzebnej ciekawości, jak również wskazaniem to jest odpowiednia zabawka dla Ciebie.
c. Nie przyjmuję argumentu, iż w kieliszkach oprócz alkoholu możemy pić wodę, soki – jak podawane jest to w niektórych restauracjach. Dlaczego? Ponieważ w naturalnych, domowych warunkach napoje dajemy do picia w kubkach, szklankach, butelkach, bidonach, niekapkach itp. Nie w kieliszkach.
d. Jak się ma do tego wysiłek wkładany w profilaktykę by opóźnić inicjację alkoholową i przeciwdziałać uzależnieniom?
Przykład kieliszków, to tylko raptem jeden na którym się skupiłam. Niestety jest ich więcej.
Każdy z nich powoduje dysonans poznawczy. Wolno? Nie wolno? To jest dobre? To jest złe? Jak się zachować? Jaką decyzję podjąć? Dlaczego raz mogę się tym bawić, a raz nie?
Trudna sprawa.
Aby takich dylematów nie mieć, powinniśmy odpowiedzialnie decydować jakie treści wychowawcze przekazujemy swoim dzieciom. Możemy to zrobić, ale wymaga to od nas – rodziców wysiłku. Powinniśmy skupić się bardziej na dziecku, refleksyjnie słuchać tego, co mówi i dawać jasne, czytelne komunikaty. Tylko taka postawa pozwala zaspokoić jedną z najważniejszych potrzeb dziecka – potrzebę bezpieczeństwa.
Na jednym ze szkoleń usłyszałam nową definicję miłości do dziecka. Na zakończenie podzielę się nią z Państwem, gdyż wyjątkowo oddaje to nasze rodzicielskie zobowiązania i oczekiwania naszych pociech.
MIŁOŚĆ = CZAS i UWAGA
Pozdrawiam,
Katarzyna Marciniak-Paprocka